Brak Tolka Banana

Niejasny koniec losu Jacka Zejdlera stawia znak zapytania - komu zależało na nagłym zniknięciu ze świadomości Polaków - Tolka Banana.

    Ekranowe i odległe, heroiczne i patynowe postaci Robin Hooda czy Wilhelma Tella nie korespondują już z jaźnią młodego pokolenia. Kreskówkowi Batman, Spider-Man czy He-Men są tak przerysowani, że w ich autentyczność nie wierzą rozumniejsze dzieciaki.

Kto więc obecnie, na rozdrożu - w poszukiwaniach ścieżki rozwoju, w meandrach młodzieńczych uczuć, gdy społeczna empatia niejako zmarła - może być drogowskazem?

  Dla nas, dzieciaków, urodzonych w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, idolem był w latach siedemdziesiątych Tolek Banan. Chłopak z charakterem, imponujący męskością zarówno dziewczętom, jak i chłopcom. Męskość ta była wtedy równa rycerskości choćby bohaterów Krzyżaków czy Potopu. Tolek potrafiący zmienić trudną młodzież, wzbudzić w paczce kolegów poczucie odpowiedzialności. Bohater naszych czasów. Czasów, kiedy nie było komputerów, a my przy każdej sposobności jeździliśmy z przyjaciółmi na rowerach, bawiliśmy się w podchody i chowanego, czy pomagaliśmy sobie w lekcjach i nikt nie wiedział, co znaczy słowo korepetycje. Spotykaliśmy się ze sobą i byliśmy sobie bliżsi, bo nie było telefonów, które obecnie nas oddaliły i oddaliły nasze dzieci.

Takim bohaterem w latach osiemdziesiątych stał się dla Polaków, wprawdzie egzotyczny, ale pokochany przez młodzież obozu socjalistycznego, Bruce Lee. Kolejny synonim walki dobra ze złem. Film z jego udziałem - Wejście smoka - stał się ikoną popkultury.

A nam nadal brak Tolka Banana!

Wieczorową porą pod rozwagę i pozdrowieniami - dyr. Remigiusz Podstawczuk